Owocowy podwieczorek dla najmniejszych

Kategoria: Dzieci, Warzywa i owoce

Owoce

JabłkaKolejny etap w żywieniu malucha.

Odczekałam dwa tygodnie, aż córka zaakceptowała obecność w swoim życiu smaku marchewki, dyni i ziemniaków, po czym, zgodnie z sugestią pediatry, zdecydowałam się na podanie jej owoców. Nie byłabym jednak sobą, gdybym najpierw nie wypytała lekarza, co można podać takiemu maluchowi na początek. Odpowiedź mnie nie zadowoliła. Powiem więcej – rozczarowała.

Usłyszałam, że „sezon jest trudny na owoce”. No dobrze, wiem, że teraz mamy zimę, ale czy to oznacza, że mam czekać z owocami do czerwca? I co, podam dziecku uczulające truskawki? Powiedziałam lekarzowi, że przecież są jabłka. Myślałam, że będę mogła je zetrzeć na tarce, ugotować i podać dziecku w formie musu. Albo upiec w całości i, gdy już zrobi się miękkie, dodać je do kaszki. Jakże się myliłam! Okazało się, że jabłka też mogą uczulać. Na moje pytanie, które odmiany alergizują, nie dostałam jednak odpowiedzi. Wystraszyłam się na tyle skutecznie, że postanowiłam sięgnąć po słoiczki, ciesząc się w duszy, że mogę liczyć na takie rozwiązanie.

Deserki w słoiczkachOwocowe deserki zamknięte w słoikach.

Zaczęłam od pojedynczych owoców. Jabłko, dość kwaśne, sprawiło, że mała wykrzywiała się zabawnie, ale ładnie zjadła przygotowaną porcję. Zanim podałam jej deser, uważnie przeczytałam jego skład. Producent, Gerber, zaznacza na etykiecie, że posiłek został przygotowany z jednego rodzaju owoców, co może się okazać przydatne w razie stwierdzenia alergii pokarmowej. Odetchnęłam z ulgą – „Jabłuszka” faktycznie mają w swoim składzie wyłącznie jabłka i witaminę C. Zaletą deseru jest też to, że można go użyć w ciągu 48 godzin od otwarcia słoiczka, zatem mogę dzielić porcję na pół, mieszać ją z kaszką i nie marnować żywności (choć przyznam, te musy owocowe są tak pyszne, że zjadłabym je chętnie sama). W kolejnych dniach, gdy nie zauważyłam reakcji alergicznej, sięgnęłam po „Gruszki Williamsa”, a później po mieszanki jabłkowo-morelowe, jabłkowo-gruszkowe, jabłkowo-brzoskwiniowe. Mała mruczała z zadowolenia jak kotek; mieszanki okazały się słodsze niż same jabłka. Postanowiłam wypróbować desery innego producenta. Kupiłam „Morele” Hipp i dopiero w domu zganiłam się za to, że w pośpiechu nie przeczytałam etykiety w sklepie. Okazało się, że morele to zaledwie 46% całości, reszta to woda, cukier (!), grysik ryżowy, skrobia ryżowa i witamina C. Każdy, kto choć raz jadł morele, wie, że są to bardzo słodkie owoce – po co producent je dosładza? Westchnęłam zrezygnowana i mimo wszystko podałam zawartość słoiczka córce na deser. Zjadła z apetytem. Ja jednak więcej nie sięgnę po ten produkt. Kupiłam również suszone śliwki „Pierwsza łyżeczka” marki BoboVita. Zachęciła mnie informacja, że, podobnie jak u dorosłych, owoce te regulują u niemowląt perystaltykę jelit i są znakomite przy zaparciach. Nie miałam jeszcze okazji podać tego deserku córce, ale już teraz zachwycam się informacją o jego składzie: śliwki 99,98%, witamina C 0,02%.

MoreleNajlepiej u mamy! ;)

Kiedy mała oswoi się ze smakiem owoców, a jej brzuszek zaakceptuje ich obecność w codziennym menu, mimo wszystko będę jej przygotowywać podwieczorki sama. Poszukam źródła „bezpiecznych” jabłek, wykorzystam maliny, które obrodziły w tym roku, a teraz zamknięte są w słoikach i wypełniają piwniczne półki. Wolę podawać dziecku świeże owoce, przygotowane przeze mnie w domu.

 

Wpis nie jest artykułem sponsorowanym, zawiera jedynie własne opinie i przemyślenia autorki.

Podziel się ze znajomymi: Share on Facebook0Share on Google+0Tweet about this on Twitter0Pin on Pinterest0Email this to someone
AP