Polując na mięsko.

Kategoria: Dzieci, Mięso, Zakupy

Schab

Jakie mięso podawać małemu dziecku?

Nie samymi warzywami człowiek żyje. I choć ja mogłabym się obejść bez mięsa, wiem, że jest ono ważne dla mojego bobasa – choćby ze względu na zawarte w nim białko czy żelazo. Kiedy, tradycyjnie już, zapytałam pediatrę o rodzaj mięsa, jaki mogę podawać małej, usłyszałam: indyk, królik lub cielęcina.

Kupowanie mięsa.

DróbSama dość często kupuję dla siebie i męża udziec z indyka, a potem piekę go w ziołach. Pierś z indyka, tak niedawno reklamowana w tv w ramach jakiejś kampanii społecznej, jest mimo wszystko rarytasem. W odwiedzanych przeze mnie sklepach zazwyczaj jej nie ma, „bo nam nie schodzi”. Jeden z mięsnych, szczycący się mnóstwem certyfikatów, owszem, proponował taką pierś,

ale szczelnie owiniętą folią spożywczą! Moja wyobraźnia zadziałała: niemal poczułam odorek tej lepkiej cieczy, która zapewne wyciekłaby po rozcięciu folii… W innym mięsnym, z codziennymi, ale niewielkimi dostawami dowiedziałam się, że filet jest tylko na zamówienie.
Teraz, gdy jestem matką polującą, zamówiłam niewielką ilość indyka. Skoro dziecko potrzebuje codziennie porcję równą łyżeczce do herbaty, nie ma sensu zamawiać nawet kilograma. To, co kupiłam, było świeże (powąchałam i pomacałam, żeby się upewnić), pozostało tylko mieć nadzieję, że nie było faszerowane hormonami. W domu podzieliłam to na malutkie porcje i wrzuciłam do zamrażalnika.

Nieco inaczej zakończyła się przygoda z cielęciną. Pomijam fakt, że trudno to dostać. Zupełnie tak, jakby Polacy uparli się, aby nie jeść zdrowego mięsa. Gdy już trafiłam do renomowanego sklepu z tak zwanej wyższej półki i namierzyłam cielęcinę, gdy ją wreszcie miałam w dłoni i chciałam zapłacić, coś mnie tknęło… W następnej minucie oddawałam zdziwionej sprzedawczyni ten kawałek, sugerując, aby sama go powąchała.

Mięso
StuartWebster na Compfight cc

Zastanawiałam się, skąd wziąć mięso królika. Pani doktor podczas rozmowy w przychodni sugerowała, że niedawno w jednym z popularnych dyskontów pojawiło się takie mięso. I żebym sobie kupiła na zapas, póki jest. Pomyślałam, że musiałabym to zamrozić. Do mięsa z dyskontów podchodzę, pewnie niesłusznie, jak do jeża. Jednak gdy widzę te tacki, na których rozkładane są jakieś kawałki wkładów do pieluch (tak mi się to kojarzy), a na tym mięso, i wszystko szczelnie owinięte folią, mam naprawdę mieszane uczucia. Nie mam pewności, ile reanimacji przeżyło to mięso, zatem mrożenie tego i podawanie dziecku – wykluczone. Owszem, zdarza mi się kilka razy w roku kupić taki produkt, gdy w ostatniej chwili muszę zmieniać plany obiadowe, ale traktuję to jako ostateczność. Poza tym, królik… pewnie wyda się teraz, jakie mam ograniczone poglądy, ale jeść królika? Po co, skoro lepiej się z nim zaprzyjaźnić.

Podsumowując, dochodzę do wniosku, że pewnie krzywdzę moje dziecko, ale podaję mu wyłącznie mięso z piersi indyka. Kupuję je co 10 dni świeże, schłodzone, porcjuję i mrożę. Mam pewność, że pochodzi z dobrego źródła i że nikt przy nim „nie majstrował”. Wciąż usiłuję zamówić dobrą cielęcinę. Omijam dyskonty i markety oraz to, co zafoliowane. Tak z ciekawości kupiłam jeden słoiczek „Zupki jarzynowej z indykiem” Hipp. W składzie, owszem, jest informacja o mięsie indyka (8%), występuje pomiędzy ryżem a sokiem winogronowym (!!!). Zostawię to na jakąś awaryjną sytuację.

Wpis nie jest artykułem sponsorowanym, zawiera jedynie własne opinie i przemyślenia autorki.

Podziel się ze znajomymi: Share on Facebook0Share on Google+0Tweet about this on Twitter0Pin on Pinterest0Email this to someone
AP